Barcelona
Przez lata moje wizyty w tym katalońskim mieście koncentrowały się na jego bogatej, kupieckiej historii. Spacery po La Rambla były synonimem wieczornego, wolnego czasu. Widoki, na które patrzył się też Krzysztof Kolumb – dawały odpocząć spieczonym słońcem oczom. A magia fontann była… cóż – magią! Ale potem coś się stało i od tamtej pory jest to pierwsze wspomnienie z Barcelony.
Nieznany harfista z Parku Guell
Był to jeden z tych gorących dni, które nie zachęcają do nadmiernego chodzenia. Naszym ostatnim punktem programu był słynny Park Guell. Nasz autobus był starawy i chyba też nie miał ochoty podjeżdżać pod górę. Ale jakoś mu się to udało, zatrzymał się i nas wypuścił.
Powietrze zaatakowało nas gorącem i lokalnym hałasem. Idąc do wejścia do Parku widzieliśmy inne ścieżki oprowadzające po terenie otwartym publicznie. My jednak mieliśmy zobaczyć dzieła Guella, więc podeszliśmy do wejścia z biletami. Na moich turystów czekały już kolorowe ławeczki, a kawałek niżej – słynna barcelońska jaszczurka.
Ja z kolei wzięłam wodę, książkę i zaczęłam szukać miejsca, żeby usiąść. Piloci wycieczek niestety nie zawsze mogą gdzieś wejść z grupą. Moja ścieżka zabrała mnie więc pod kolumny, gdzie ktoś siedział z jakimś instrumentem – czyścił go, a może przygotowywał się do występu. Książka i muzyka… czemu nie – lepsze to od słuchawek…
Instrument był dziwny – wyglądał jak harfa, ale może pochodząca z jakiejś afrykańskiej, zapomnianej wioski. O tym przynajmniej myślało się, patrząc na wzory na materiale obok. Ale wszystko zostało zapomniane na ławeczce, w cieniu który dawał wytchnienie od upału.
Nawet nie pamiętam zdań, które przeczytałam. Chyba harfista był szybszy ode mnie. Trudno wytłumaczyć wrażenia… wyobraźcie sobie, że siedzicie otoczeniu bujną, soczystą zielenią, obok żółto-piaskowych kolumn powykręcanych stylem Gaudiego. Nagle słyszycie muzykę, które wibruje w powietrzu, odbija się od otoczenia i harmonijnie ze wszystkim rezonuje. Kupiłam wszystkie płyty jakie miał ten pan! Po latach dowiedziałam się, że chyba już nie musi grać w Parku Guell – zobaczcie sami tutaj.
Alegría
Reasumując – Park Guell oczywiście polecam. Jest zdecydowanie ciekawszy od kamienic Gaudiego. Co więcej nawet w gorący dzień, można tutaj znaleźć miejsce do odpoczynku.
Nie tacy legalni, uliczni sprzedawcy
Przenośny kram z prostymi pamiątkami – poczynając od torebek a na drewnianym pociągu z liter kończąc. W Barcelonie dostaniecie też oczywiście magnesy breloczki z przepiękną jaszczurką Gaudiego. Jest też kolorowa, ręcznie malowana kaligrafia. Moje ulubione – kolczyki zawieszone na parasolkach – motyw przewodni to jak łatwo się domyślić Gaudi i jego mozaiki.
Geniusz i pomysłowość na te kramy jest niesamowita! Potrafią je zrobić z kartonu, plastiku lub czegoś względnie taniego (parasolka?!). Nigdy nie rozumiałam, dlaczego to tak wygląda, dopóki któregoś razu nie usłyszałam za sobą podzwaniania. Było to przy Magicznych Fontannach i zdecydowanie nie była to Gwiazdka. Obróciłam się i zobaczyłam trzech czy czterech młodych mężczyzn biegnących z pakunkami w rękach lub na plecach (jak Święty Mikołaj!). Musiały być tam jakieś metalowe rzeczy, bo to oni robili cały ten hałas. Potem zauważyłam, że wszystkie te przenośne kramy zamieniają się w walizeczki lub inne cuda – ideą przewodnią było jednosekundowe złożenie. I tak, zdecydowanie jest to możliwe. Zaledwie 3 minuty, gdy wszyscy dawno już zniknęli, przeszedł się tamtędy patrol policji. Prawdopodobnie wiedzieli, co się dzieje, ale i tak nie wykazywali żadnego pośpiechu. Co za wspaniała symbioza!
Montjüic
Wzgórza przylegające do portu Barcelony są jedną z wizytówek tego miasta. Jest tam całą olimpijska wioska – stadiony, wieże i reszta. Można tam wejść piechotą, środkiem transportu publicznego lub samochodem. Ale najciekawsza jest kolejka. Jej trasa biegnie z portu i nad wodą. Doświadczenie jest niecodzienne a widoki zachwycające.
Postarajcie się wygospodarować trochę czasu dla Montjüic. Powiem tak – z portu, przez wzgórza, można dojść do Magicznych Fontann… jakbyście mieli ochotę na spacerek. Po drodze miniecie wszystkie przewodnikowo ważne atrakcje – przyjemne z pożytecznym (moje ulubione).
Teren jest ogromną, zieloną przestrzenią pełną alejek i punktów widokowych. Trudno się zdecydować, którą jego część lubi się bardziej. Jest to zdecydowanie miejsce, do którego powinniśmy udać się dla przyjemności a nie tylko po to, żeby je „odhaczyć”.
La Rambla
Barcelona zaczynała jako port. Jak to bywało we wszystkich w tamtych czasach – z portu prowadziła jedna droga. Wszystko to sprawiało, że tego typu miasta mają charakterystyczny rozkład urbanistyczny. Gdzieś po drodze umieszczano „stare miasto”, z reguły otoczone murem obronnym, z paroma domami i kościołem. Ta droga, nosi tutaj nazwę La Rambla.
Dzisiaj tętni życiem za dnia jak i w nocy Można tu kupić różne rodzaje katalońskiej sztuki – malowidła par tańczących tango, lub torreadora z bykiem – wszystko w ich ulubionych czarno-czerwonych kolorach. Dużo jest tu pamiątek, w straszliwych cenach, ale szczęśliwie za patrzenie się nie płaci.
W bocznych uliczkach są bary z zimnymi napojami i hiszpańskim tapas. Jest też tam dużo „historii”. Tam jest „stare miasto”, dzisiaj zmieszane z nowymi budynkami, galeriami i skwerami. Można by powiedzieć, że jest ono ukryte, ale jednak nie do końca. PO prostu łatwo się tam zgubić.
Jeśli lubicie łazić i oglądać wystawy sklepowe czy kramy pełne „kurzołapów” i super pamiątek – jest to miejsce dla was. Jeśli lubicie małe galerie i niespodzianki czekające na was za kolejnym rogiem – przyjdźcie tutaj. La Rambla i okolice zaskoczą was swoimi skwerami, sklepikami i wspaniałym.
Port
Jest to w sumie część La Rambli, ale wydaje mi się, że zasługuje na to aby go wyodrębnić. Jest on „prosty w obsłudze” i przyjemny do spacerowania. Jest tam centrum handlowe -Maremaginum – połączone z lądem ruchomymi pomostami. Są też ścieżki ocienione przez drzewa. A jeśli tylko pójdziecie dostatecznie daleko, znajdziecie nawet plażę – Playa San Sebastian. Nic dziwnego, że Krzysztof Kolumb również lubi to miejsce. Stoi tam sobie na kolumnie, na początku La Rambla, i pewnie najchętniej by stamtąd zszedł i sam poszedł na spacer.
Dziwne drzewa
Niedaleko La Rambli i portu jest inna ulica. Może miniecie ją w drodze do Montjüic, lub odwiedzając pobliskie Muzeum Morskie.
Muzeum samo w sobie jest godne uwagi. Wystawa, którą widzi się przechodząc obok, zachęca do wejścia. Patrząc się na te łódki, maszty i żagle, każdy czuje się jak żeglarz.
Uliczna sztuka to również atrakcja w Barcelonie. W tym przypadku waszą uwagę powinny zwrócić delikatne krzywizny zdobiące środek ronda. Hiszpania ma tego mnóstwo. – we Francji będą kwiaty, tutaj rzeźby. Czasem naprawdę nie wiadomo, co artysta miał na myśli…
Jednak to co kazało mi się tam na chwilę zatrzymać to drzewa! Dziwne, butelkowe w kształcie… dopiero potem dowiedziałam się, że od kształtu wzięła się ich nazwa. Jestem botanicznym ignorantem. Niemniej, ten mały kawałek zieleni o nazwie Ogrody Beniamina (zaraz obok Muzeum Morskiego, jest świetnym miejsce do podziwiania ulicznej sztuki, natury i do zakosztowania odrobiny relaksu przed dalszą drogą.
Sagrada Familia
Cały czas mam co do niej mieszane uczucia. Rozumiem, dlaczego jest tak słynna – Gaudi był geniuszem. Można spędzić godziny chodzą dookoła i obserwując detal. Ale czasami, jest tego za dużo! Oczy bolą, gdyż nie ma tam nic prostego i wszystko jest potencjalnym chaosem.
Wewnątrz jest lepiej. Kolumny wyglądają jak drzewa, stojące tam w ciszy od początku czasu. Słońce gra na powierzchniach witraży i tworzy w środku wyjątkową aurę. Jedyną tam dekoracją jest kształt i kolor. Jest to absolutnie fascynujące – wydaje wam się, ze jedną część kościoła lubicie bardziej od innej tylko dlatego, że tu pada światło ciepłe a tam zimne. Trzy godziny później zmieniliście zdanie i jest odwrotnie, tylko dlatego, że słońce świeci teraz z innej strony a wam zmienił się nastrój.
Wydaje mi się, że przez chwilę nie lubiłam Sagrady – ale to pewnie byłam ja – nie widząca zamysłu artysty. Jak inaczej można wytłumaczyć, że z czasem stało się to moim drugim ulubionym, gaudyjskim miejscem w Barcelonie.
Posłuchajcie też rady. Wiem, że cena i ilość osób w kolejce może być przerażająca, ale postarajcie się wejść do środka. Ten jeden drobiazg sprawi, że będziecie mieli pełnię doświadczeń z Sagrady. Być może znajdziecie też coś, czego nie będziecie w stanie zapomnieć…
Magiczne fontanny
Wiem, wiem, że to turystyczna klasyka! Dlatego też jest na miejscu ósmym, a nie wcześniej. Ale coś jest w tej mieszaninie tańczącej wody, światła i muzyki. Z pięknem nie można za długo dyskutować.
Oglądałam jest z bliska i z daleka, ze schodów. Moje ulubione miejsce to balkon widokowy za pierwszymi schodami (idąc w górę do muzeum). Jesteście blisko, ale idealnie daleko, aby móc objąć całość wzrokiem i rozkoszować się chwilą.
Panelletes
Nie uważacie, że kawa smakuje lepiej z czymś słodkim? Ale tylko z kawałeczkiem, inaczej goryczka nam gdzieś ucieka…
Będąc pasjonatką kawy, oczywiście, musiałam znaleźć też coś lokalnego do niej.
Panelletes były dla mnie ogromną niespodzianką. Z reguły można je znaleźć w sklepach w okolicach początków Listopada – jest to przysmak serwowany na Święto Zmarłych. Ale jeśli macie szczęście… Ale wracając do zaskoczenia – może nie wiecie, ale nie znoszę marcepanu. Mielone migdały z cukrem… nie jest to coś dla moich kubków smakowych. A to właśnie jest w tych przeuroczych kuleczkach!!! Kupiłam – bo wyglądały jakby były z orzechami – z reguły masę otacza się w prażonych, siekanych orzechach pinii (a te akurat uwielbiam). Spróbowała… poczułam nutkę rozczarowania i… moje podejście do marcepanu zmieniło się całkowicie. Cóż – do hiszpańskiego marcepanu – jakiś on tutaj inny! Może to kwestia domieszki cytryny lub krupczatki? Może chodzi o świeżość używanych produktów? Może recepta na ich zrobienie pochodziła od prababci… nie wiem. Ale jeśli marcepan – Barcelona, Hiszpania! Nigdzie indziej!
Wybrzeże
Wybrzeże i okolice Barcelony są niezwykle bogate. Wystarczy wypożyczyć auto lub wykupić jednodniową wycieczkę i ruszyć w drogę.
Dzikość terenów nadmorskich jest zachwycająca – skałki i sosny w połączeniu s falami tworzą coś spektakularnego. Dużo tam maleńkich miasteczek, które tylko czekają by po nich pospacerować.
Czy już czujecie się zachęceni do przeczytania kolejnego artykułu?