Top 10 rzeczy, za którymi tęsknię…
Lazurowe
Wybrzeze


Żaden kraj nie rezonuje ze mną tak jak Francja. Pokochałam ją jako dziecko, a potem los dał mi możliwość oprowadzać po niej turystów. Wydaje mi się, że teoria, która mówi, że jest tam wszystko – jest prawdziwa. Są tam regiony zimne i ciepłe. Góry, klify nad wzburzonym morzem na północy i łagodna morska bryza południa. Gęste lasy, wąwozy, doliny… Magia kolorów, zapachów i smaków.
Czy też myślicie, że Południowa Francja może być tą najpiękniejszą częścią? Któż mógłby się oprzeć przyciąganiu Morza Śródziemnego. Dlatego, jak już „odhaczycie” Paryż – jedźcie tam i pokochajcie Lazurowe Wybrzeże.

Niebiesko-zielona mozaika Morza Śródziemnego
Kiedy zamykam oczy i tam wracam, pierwszym co widzę jest morze. Po minięciu paru budynków, w końcu pokazuje się ono przede mną w pełnej okazałości.
Nicea jest miastem, które jest dosyć często odwiedzane na wybrzeżu. To proste – tutaj jest jedno z głównych lotnisk Południa. Jest to duża miejscowość, są tu piękne plaże, dużo hoteli i atrakcji dla turystów (tych dziennych, jak i tych nocnych).
Spacer Promenadą Anglików (Promenade des Anglais) to wspaniałe doświadczenie. Podąża ona wzdłuż plaż i przez około 3-4 kilometry można permanentnie wpatrywać się w morze. Lub siedzieć na niebieskich ławeczkach i robić to samo. Ludzie się opalają bądź bawią. Można spróbować niezliczonych wodnych sportów, wliczając w to te najnowsze – jak latanie z jet-pack’iem czy elektryczną deskę surfingową.
Kolory są hipnotyzujące. Białe żagle jachtów kontrastują z niebiesko-zieloną wodą. Od niej region otrzymał swoją nazwę – lazurowe morze.
Jest takie miejsce w Nicei, które mogę wam serdecznie polecić. Nazywa się ono Wzgórze Zamkowe, chociaż tylko nieatrakcyjne ruiny archeologiczne mogą potwierdzić, że kiedyś tam coś stało. Wybierzcie się tam w słoneczny dzień, żeby kolory morza były wyraźniejsze. Można tam dojść spacerem lub dojechać kolejką turystyczną, która rusza z Promenady.
Jest też szybka opcja, bez tylu schodów – Wieża Bellanda. Nie przeoczycie jej – stoi zaraz przy brzegu, na końcu promenady.

Antibes
Lazurowe Wybrzeże jest bardzo popularne turystycznie. Wiele z małych miejscowości rybackich, w którymś momencie rozrosło się drastycznie. Antibes jest jednym z nich – miastem kurortem. Leży niedaleko Cannes i Nicei, zatrzymuje się tam pociąg, bez problemu dojedziecie tu też autem.
Wielu przyjeżdża tutaj dla Targu Prowansalskiego. Nie ma się co dziwić – jest niezwykle atrakcyjny, pełen lokalnych produktów i tańszy niż w Nicei. Nie ważne czy szukacie zapachów lawendy, marsylskich mydełek, perfum, czy smakołyków. Być może na jakiś czas utkniecie na degustacjach – francuskiego salami lub serów, marmolad, marynowanych oliwek i papryk… a może absyntu? Może zafascynuje was lokalne rękodzieło – czy to tekstylne czy porcelanowe. A może szukacie bardziej typowych, magnesowych pamiątek. Wszystko tam będzie.
Jeśli zaś odejdziecie kawałek dalej od targowiska, znajdziecie plac, na którym wystawiane są stoiska z antykami. W cieniu drzew, z bryzą od morza, możecie szukać skarbów lub usiąść w kawiarni i delektować się atmosferą.
Nie zapomnijcie też przespacerować się do Portu Vauban, gdzie jachty zachwycą was bielą swych żagli lub nowoczesną sylwetką. Wejdźcie na miejskie mury i zobaczcie go z wysokości, lub przejdźcie się nimi w drugą stronę, podziwiając wybrzeże. Całą scenerię tworzą też brązowo-piaskowe zabudowania starego Antibes. Gdzieś między budynkami jest Muzeum Picassa.
Było to ulubione miejsce artysty i być może sami czujecie już, dlaczego. Tutaj mógł odpocząć, znajdował inspirację w ludziach i w naturze, a gdy jej było brak – w piwnicznych barach, nad szklaneczką zielonej wróżki.

Wąwóz Verdon
Jeśli zdecydujecie się na samochód, wybierzcie się na jednodniową wycieczkę w kierunku Prowansji. Skręćcie z autostrady za Frejus, nie do St. Tropez, ale w drugą stronę.
Kiedy już miniecie parę pomniejszych miejscowości, zaczniecie zauważyć, jak zmienia się krajobraz. Cyprysy znikają, ustępując miejsca polom uprawnym. Jednak nie takim jakich byście się spodziewali. Droga do Parku Regionalnego prowadzi przez winnice. Jeśli czujecie potrzebę zajechania do jednej z nich, zróbcie to. Przywita was albo nowoczesny budynek, albo pałacyk, gdzie w zakurzonych piwnicach leżakują beczki i butelki genialnego wina. Tutejsze winogrona, pełne słońca, tworzą karminowy trunek o niesamowitym bukiecie. Ich smak jest ciężki od bogactwa, które się w nim kryje. Kontemplowanie pierwszego łyku może być długą przygodą, po wszystkich aspektach, które złożyły się na tzw. paletę.
Zbocza pełne winorośli ustępują w którymś momencie miejsca niskopiennej roślinności parku. A kiedy wydaje wam się, że zaczyna już być nudno, zaczynacie je dostrzegać. Jezioro St Croix (Świetego Krzyża). Dzięki bogactwu wapienia w lokalnych skałach, ma ona kolor turkusowy. Wygląda szalenie zachwycająco! Jezioro ma spokojniejsze wody, pobliskie campingi oferują wynajem kajaków i rowerków wodnych.
Kawałek dalej droga prowadzi przez most przerzucony nad ujściem rzeki do jeziora. Lata wyrzeźbiły kanion i trudno się zdecydować, czy lepiej wpłynąć do niego łódką, czy skręcić na drogę prowadzącą wzdłuż kanionu, ale za to nad nim. Zaprowadzi was ona w kierunku Grasse – świątyni perfum (jakbyście się zastanawiali).
Jeśli pojedziecie w lewo, dojedziecie do miasteczka Moustiers-Ste-Marie. Po drodze będą punkty widokowe, a w miasteczku dostaniecie dobrą kawę i lunch, przed waszą dalszą podróżą. Może nawet będziecie chcieli przejść się skalistymi schodami do kapliczki, która króluje nad miejscowością. Panorama będzie tego warta.
Dzień spędzony nad jeziorem, w połączeniu z podziwianiem kanionu jest niesamowity, widoki zapierają dech w piersiach, a atmosfera malutkich miasteczek jest niezapomniana.

Saint Paul de Vence
Pamiętam pierwszy raz, kiedy tam jechałam. Droga wiła się po zboczu jakiegoś wzgórza, mijaliśmy jedną miejscowość za drugą. Krajobraz nie był za ciekawy do momentu, kiedy nie pokonaliśmy kolejnego zakrętu. Na zboczu, które dojrzeliśmy za nim, zawieszone było miasto, które wyglądało jak twierdza. Grube mury tworzyły umocnienia. Nie wiadome było czy po to by bronić, czy po to, żeby nie osunąć się w dół.
Nie przeszkadzały mi tłumy turystów, kiedy z parkingu szłam w kierunku tego cudu natury. Tylko mieszkańcy mają prawo tam wjechać i niedługo miałam dowiedzieć się, dlaczego. Wokół mnie roztaczały się zapachy kwiatów, być może tych, z których robi się lokalne perfumy. Minęłam wspaniałą knajpkę. Na dziedzińcu rosło wielkie, stare drzewo tworząc baldachim, który idealnie pasował do piaskowych kolorów elewacji.
Przy murach przywitało mnie działo, każąc zwrócić uwagę na militarny aspekt tego miejsca. Uzyskałam odpowiedź na jedno z pytań. Kupiłam lawendowe lody i zaczęłam spacerować po umocnieniach. Z góry patrzyłam na łagodne zbocza schodzące do lazurowego morza. Ciekawiło mnie czy działa te mogły trafić w białe żagle obcych galeonów przybywających by zbombardować Niceę…
Nadal miałam jednak wrażenie, że Saint Paul de Vence zawieszone jest w powietrzu. Futurystyczna rzeźba lecącej/skaczącej postaci była tego dowodem. Zaczęłam zauważać, ile galerii jest dookoła mnie, w końcu miało to być miasto artystów. Było! Wyobraźnia podsuwała inspiracje nawet laikom. Kamienie lewitujące w powietrzu, tworzące budynki łączone zieloną winoroślą krzewów i kwiatów…
Lokalny cmentarz sprowadził mnie na ziemię. Tam leży Marc Chagall, którego witraże zdobią wiele miejsc na Lazurowym Wybrzeżu. Kamyczki leżące wokół są tradycją – ale czy zostawiano je tam w hołdzie artyście czy w prośbie o powrót?
Porzuciłam te myśli i zagłębiłam się w uliczki, tracąc ochotę na latanie. Czas na eksplorację. Do odkrycia są schody oświetlone samotną latarnią, które w nocy na pewno są tajemnicze. Fontanny z pitną wodą, zachęcają do odświeżenia się – jest ona lodowata, cudowna. Czy pił ją też W. Gombrowicz, kiedy mieszkał tutaj przez chwilę? Czy chodził po sklepikach, galeriach, sklepach z biżuterią – czy też stworzył to ciągły ruch turystyczny.
Dajcie się porwać atmosferze St. Paul de Vence i oceńcie sami.

Owoce morza
Żadne miejsce nie istnieje bez charakterystycznych dla niego potraw. I chociaż uwielbiam małże z Bretanii, nie mogę się oprzeć tym na Francuskiej Riwierze. Tak łatwo je tutaj dostać. Wystarczy wybrać restaurację z najładniejszym widokiem i zrobić sobie przerwę w spacerze po wybrzeżu.
Gdzież będą świeższe, jeśli nie tutaj, w miastach położonych nad brzegiem morza. Trzeba tylko powziąć decyzję. Być może też przygotować trochę gotówki. Przeglądanie menu to uczta pełna małż, krewetek, ostryg, przegrzebków, ryb i innych smakołyków. Możecie wziąć proste danie albo wielopoziomową wieżę, ze wszystkim co restauracja ma do zaoferowania (druga opcja jest lepsza dla grupy, ale za to daje możliwość popróbowania wielu potraw).
Ja uderzam w klasykę – małże w sosie z białego wina… niby proste, ale trudne do przygotowania? Czasem te najłatwiejsze rzeczy świadczą o jakości danego miejsca. Dodatkowo – poszukiwania perfekcyjnego dania mogą być świetną zabawą. Możecie się przykładowo przekonać, że małże z frytkami są okropne, i jedyne co do nich pasuje to świeża bagietka, którą można maczać w sosie.
Z lampka białego wina, jakąś nostalgiczną, francuską melodią w tle i wspaniałą atmosferą, życie nie może się wydawać lepsze.

Wieczorne spacery
Nie da się ich nie łączyć z jedzeniem i piciem, ale zasługują na osobny punkt. Wieczory na Lazurowym Wybrzeżu są w jakiś sposób czasem pełnym magii.
Jest też coś w powietrzu, co sprawia, że spacer nie chce się skończyć. Ciepłe powietrze, bryza przynosząca powiew świeżości, łagodny szum fal zmieszany z szelestem liści, zapachy dolatujące z kolejnej mijanej restauracji; latarnie, wyglądającej jakby gwiazdy spadły na ziemię. A może to wyobraźnia, podsuwająca sceny z filmów i książek, które uwielbiają toczyć się w takich miejscach – można poczuć się jak jeden z ich bohaterów.
Może to płynna radość, która jakimś cudem podawana dożylnie z każdym waszym krokiem i oddechem.
Nie ważne jaki powód, doznania są odurzające.

Nadbrzeżna trasa między Niceą a Monako
Jeśli mieliście wątpliwości co do wynajmu auta, zastanówcie się ponownie. Jak inaczej doświadczycie piękna Lazurowego Wybrzeża. Jak to bywa ze wszystkim – za pierwszym razem trafiłam tam przypadkiem. Powinny one zdarzać się częściej!
Zapomnijcie o lokalnych autostradach. Tak, dostaniecie się dzięki nim szybko z miejsca na miejsce. Niemniej stracicie tyle widoków po drodze! Małe miasteczka, a może kurorty, kamienne drogi, czerwone dachy, cyprysy, ukryte zatoczki, w których kotwiczą niesamowicie drogie jachty. Maleńkie plaże, które wyglądają bardziej zachęcająco niż te z Nicei. Zjazdy i podjazdy według kaprysów wybrzeża i klifów, gdzie w pełni widać potęgę wiatru i wody. Drzewa i krzewy zdobiące zbocza głęboką zielenią, muszą być bardzo wytrwałe, żeby żyć w takich warunkach. Ale zaraz po tym, gdy to pomyślicie widzicie kwiaty, palmy i zapomniane winorośle.
Jest tam tak pięknie, że gdyby to było możliwe, najlepiej byłoby iść pieszo!
Nagle rozumiecie, dlaczego artyści pokochali Riwierę, skąd czerpali inspiracje. Wiecie też, dlaczego Francuzi mogą mieszkać gdzieś daleko, ale właśnie tutaj przyjeżdżają na wakacje.
Jeśli dojedziecie do końca tego szlaku, znajdziecie się w innym kraju. Ale szczęśliwie Monaco znajduje się na tej liście.

Monako
Ten niewielki obszar, na którym ciągle rządzi monarchia, zdecydowanie powinien znaleźć się na waszej liście podczas odwiedzin Riwiery. Historia i kasyna utworzyły tutaj kwitnącą społeczność.
Moment, gdy przekraczacie granicę i nagle każdy metr powierzchni jest zajęty, jest niezapomniany. Zamiast zbocza – macie tarasy, na których jeden budynek wznosi się obok drugiego. Monako jest wielkim miastem, które zostało zamknięte w granicach państwa. Choćby tylko po ten jeden widok, warto tu przyjechać.
A skoro już będziecie na miejscu, odwiedźcie lokalne cuda. Japońskie Ogrody również zbudowane są tarasowo. Razem ze schodami, warstwa za warstwą, meandruje się po jego alejkach. Doświadczenie jest wyjątkowe. Położenie na nasłonecznionym zboczu pozwoliło uprawiać tutaj gatunki roślin z całego świata – jest tu swoisty mikroklimat. Nie ma też chyba lepszego miejsca, aby podziwiać panoramę Monako. Można spędzić tu godziny relaksując się czy opalając, ale pamiętajcie o wodzie. Wielokrotnie miałam wrażenie, że jest to najcieplejsze miejsce na ziemi. Może to być dobre dla roślin, ale nie dla nas.
Inną atrakcją jest podążanie śladami Formuły 1 aż do portu. Znajdziecie tam pewnie wszystkie, najdroższe rzeczy, jakie mogą kupić pieniądze. Zaczynając od wzgórz pełnych kasyn, samochodów z innej planety czy łodzi tak opływowych, że mogłyby podróżować z prędkością światła.
Jest też trochę tradycji – jeśli uda wam się oderwać wzrok i skierować go na Wzgórze Pałacowe. Tam żyła swego czasu Księżna Grace. Dzisiaj jej serce spoczywa obok męża, w śnieżnobiałej katedrze, którą możecie z łatwością odwiedzić. „Stare miasto”, które jest zaraz obok to mieszanina sklepów z pamiątkami, restauracji, barów – niby wyglądających tak jak wszędzie.
Rozkoszujcie się kontrastami Monako i tą odrobiną luksusu jakiej możecie tutaj doświadczyć. Zróbcie sobie zdjęcie z samochodem Bonda, czy zaryzykujcie w kasynie. Tutaj jest to miejsce, gdzie chociaż przez parę sekund, możecie poczuć się „jak milion dolarów”.

Cytryny z Menton
Jest takie miejsce, które od lat położone jest na granicy Francji i Włoch. Być może dzięki temu znajdziecie tam wszystko co najlepsze z obu krajów. Jest to urokliwe miasteczko z duchem Genui i Wybrzeża Liguryjskiego z jednej strony, oraz Monako i Francuskiej Riwiery z drugiej.
Jest dostatecznie daleko od wszystkiego, że odwiedza je mało turystów. Ale może chwycić za serce tak mocno, że nie chce się stamtąd wyjechać. Spacer spokojnymi ulicami, z kubkiem świeżej lemoniady jest prostym, acz idealnym doznaniem. Wybrzeże jest malownicze, szczególnie widoki portu.
Menton pokochał Jean Cocteau – jeśliby tylko wymienić jedno znane nazwisko. Pastelowe budynki schodzą stopniowo do niebieskich wód morza. Z mozaiki wystaje samotna wieża kościelna, która wygrywa nieznaną melodię. Tak trudno znaleźć idealne miejsce, żeby się tym delektować – jest ich zbyt wiele!
Menton znane jest gównie dzięki swoim cytrynom. Klimat jest tu szczególnie dobry do uprawy drzew. Miasto docenia to na najróżniejsze sposoby – tutejsza ceramika zdobiona jest oczywiście cytrynowym wzorem. Wiele dań ma żółte i kwaśne dodatki, ale koronę zdobyły oczywiście ciasta i lemoniady. Znajdziecie tu też cytrynowe rzeźby, ale najciekawsze przychodzi wraz z festiwalem w lutym. Pomijając cały splendor dnia codziennego, w tym szczególnym okresie cytryna jest wszędzie, tworzy dywany, rzeźby i dekoracje.
Dodajcie do tego niesamowity aromat, feerię kolorów i szklaneczkę lemoniady z miętą. Perfekcja!

Atmosfera
Lazurowe wybrzeże ma też coś, co bardzo trudno opisać. Wpierw to się czuje, dopiero potem można spróbować to zwerbalizować. Jakimś sposobem jesteście permanentnie radośni… Uśmiech nie znika z ust, nawet jeśli zdarzy się coś nieprzyjemnego. Może to słońce, może to ludzie wokół was – również, zaraźliwie radośni.
Aura szczęścia nie znika, a wszyscy kontynuują codziennie obowiązki z godziny na godzinę. Korki są nawet gorsze niż gdzie indziej. Ale z drugiej strony jest ten uśmiech – bo wiedzą, że zbliża się godzina lunchu i zaraz wyjdą na świeże powietrze. Może nawet na plażę! A wieczór spędzi się z przyjaciółmi lub rodziną nad suto zastawionym stołem, lampką wina lub partią gry w bule.
Z drugiej strony, ludzie mają tu tak płomienny temperament. Sceny na ulicy są wręcz teatralne. Nie przejmują się jak parkują – zderzak powstał przecież po to, żeby go używać. Przyzwyczaili się. Wręcz zostawiają auta „na luzie”, żeby ktoś nie miał problemu z ich popchnięciem.
Z drugiej strony zarysowują swoje pojazdy na ostrych zakrętach ciasnych uliczek – tak charakterystycznych w tych południowych miasteczkach. Ale spróbujcie tylko zrobić coś komuś specjalnie… czeka was piekło. A mimo to… nie minie pięć minut, a ludzie potrafią stać się przyjaciółmi – spokojnymi i przyjaznymi dla siebie i obcych.
Kolory i zapachy lokalnych targowisk czy miast dodają do całej impresji. Nie trzeba się nawet za bardzo targować. Nikt się nie narzuca, ludzie są przyjaźni. Nikt nie patrzy na siebie wrogo.
Może to słońce, może jedzenie czy napoje, może mniejsza ilość problemów. Szczęście jest tu namacalne i trudno określić skąd pochodzi.
Ale z drugiej strony – po co to w ogóle robić. Lepiej żyć tą chwilą i rozkoszować się atmosferą lenistwa w sercu zabieganych miast.
Oto jest miejsce, gdzie słońce świeci nad wami, ale też wokół was.