Status: 2 jednostki po 3 dobach od zmiany strefy geograficznej, nawet wyspane
Czas: Sobota… witajcie dni wolne!
Cel główny: przewrócić się na drugi bok i poleżeć jeszcze 5 minut
Cel drugorzędny: mieszkania na MA WAN!!!
D
oczekaliśmy więc weekendu, przesypiając noce coraz lepiej (podobno 1 dzień przyzwyczajania na 1 strefę czasową). Sobota nadeszła i znalazła nas na wyspie Ma Wan, której początkowo nie braliśmy pod uwagę z uwagi na transport. Ale tutaj mieszkali niektórzy z pracy Damiana, dlaczego więc nie.
Problem transportu okazał się szybko śmieszny. Wyspa jest doskonale skomunikowana promami i autobusem. A kiedy jest huragan i tak nikt nie idzie do pracy. Kolejne wyobrażenia pękały jak bańki mydlane. Metro (MTR) w HK jest w stanie dowieźć nas wszędzie, autobusy są szybkie, a promy są niespodziewanym bonusem i atrakcją.
Dodatkowo Ma Wan okazało się być oazą zieleni w betonowym mieście. Co z tego, że kolejne osiedle miało najwyższy numer – 33, w windzie. Ale dookoła była zieleń, promenady, ławeczki, opuszczona wioska rybacka i… Arka Noego?! To była miłość od pierwszego wejrzenia.
Nasz agent X nie zajmował się tutaj nami. Poszliśmy bezpośrednio do agencji wynajmu mieszkań w osiedlu Park Island i Village House.
Pokazano nam parę mieszkań, które nie miały diamentowego rozkładu. Cena była niższa, choć różnica tak naprawdę żadna. Wszystko co taniej na mieszkaniu, trzeba będzie przecież wrzucić w transport. Okazało się to jednak blednąć w zestawieniu z zielenią i ławeczkami. Raj! W szczególności dla nas… mieszkający w hotelu w Kwai Hing, oglądających do tej pory mieszkania w betonach z wymiernym odczuciem „przestrzeni”.
Nowy agent mówił po angielsku i powiedział, że powinniśmy się w miarę szybko zdecydować, bo mieszkań może po weekendzie nie być. Zdziwieni, oczywiście poprosiliśmy o wyjaśnienie. I tu wszelkie dane złożyły się na jeden obraz, wersje zostały potwierdzone i znów inaczej patrzyliśmy na to co nas otacza. Cóż mogę powiedzieć, znaleźliśmy coś co nam się spodobało. Kolejnego dnia podpisywaliśmy umowę i wpłacaliśmy zawrotną sumę czynszu i podwójnego czynszu na kaucję. Agent X usłyszał, że znaleźliśmy mieszkanie sami i oczywiście nie był z tego zadowolony. Współczując człowiekowi, który poświęcił nam swój czas, szybko sprowadzono nas na ziemię. Nie mamy co się martwić, gdyż byliśmy dla niego prowizją i zapomni o nas szybciej niż my o nim. Sumienie – w tym kraju można je wyrzucić do śmieci, jeśli chodzi o pieniądze.
Jak więc można zreasumować tę historię poszukiwania mieszkania? Jakież cenne wnioski objawiły nam się przez te 5 dni? Wiem, że moje wywody są całkowicie subiektywne, tak samo jak i opinie, ale być może, coś z tego się komuś przyda. Pamiętajcie tylko, że co człowiek to opinia. TO że my szukaliśmy „przestrzeni” nie oznacza, że Wam nie będzie bardziej zależało na restauracjach w pobliżu (na Ma Wan jest z tym dosyć kiepsko).
Reasumując:
- Mieszkania w HK można oglądać w ogłoszeniach w Internecie, ale koniecznie trzeba zobaczyć na żywo!
- Znajdź dzielnicę która Ci się podoba, znajdź osiedle które ci się podoba i znajdź biuro wynajmu do tego osiedla, które na pewno jest gdzieś obok. Pomocny agent X jest na pewno przydatny, ale ten sam efekt można uzyskać idąc bezpośrednio do biura. Jedyny problem może być taki, że traficie na agenta, który nie mówi po angielsku.
- Nie dajcie się naciągnąć na to, że mieszkanie jest wspaniałe i cena dobra i że on wynegocjuje dla was coś wspaniałego. Myśleliśmy, że można wynegocjować z $500 mniej, ale udało nam się zejść $3000 mniej. Być może była to jedna szansa na milion. Być może nasz agent był wspaniałym i uczciwym Kantończykiem, który szczerze chciał nam pomóc. Ale nie dajcie się nabrać na piękne oczy. Cena mieszkania zależy od lokalizacji i dostępu do środków komunikacji. W drugiej kolejności od wieku budynku i tego jak często może psuć się klimatyzacja (Idąc dalej zależy od rodzaju klimatyzacji – starsze budynki mają mniejsze i starsze jednostki). W dalszej kolejności – przestrzeni/ilości pokoi. Oraz widzimisię wynajmującego, jak zawsze zresztą.
- Miejcie na uwadze metraż, ale pamiętajcie o specyfice regionu. Jesteście w kraju, gdzie w pokoju się śpi (nawet szafa jest tam niekoniecznie potrzebna) i który jest prywatnym sanktuarium danej osoby. Po chwili zastanowienia dochodzę do wniosku, że przestrzeń łóżka jest tymże sanktuarium (no bo po co Ci więcej? Jesteś w kraju gdzie są mieszkania-pudełka. Ciesz się, że masz taaaki pokój). Pokoje są więc tak duże, żeby zmieściło się tam właśnie łóżko i ewentualnie owa mini szafa. Nic więcej nie jest tam potrzebne. To samo tyczy się salonu, kuchni i łazienki – przestrzeń jest wykorzystana maksymalnie. W domu się nie ćwiczy – wychodzi na zewnątrz. Chcesz biurko do pracy? – znajdź na nie miejsce lub idź do kawiarni… itp.
- Mieszkania wynajmowane są na okres minimum roku, często na 2 lata (nasze było na 9 – być może stąd upust).
- Podpisując umowę płaci się pierwszy miesiąc z góry. Plus kaucję, która jest sumą 2 miesięcy wynajmu. Trzeba przygotować się więc na duży odpływ gotówki.
- Z uwagi na to, że początkowo nie będziecie mieli lokalnego konta w banku. Przygotujcie się na to, że wszystko to trzeba będzie mieć właśnie w gotówce, bądź trzeba będzie dokonać przelewu zagranicznego (który idzie kilka dni).
- Spróbujcie wyczuć/podpytać się, jak szybko musicie się decydować. My mieliśmy gorzej również z uwagi na to, że szukaliśmy mieszkania w złym czasie. Sierpień jest miesiącem, gdy studenci powracają do HK – mieliśmy więc konkurencję. Podobno najspokojniejszy okres jest w marcu/kwietniu (tak przynajmniej mówił nam nasz agent).
- Oddychajcie i relaksujcie się – znalezienie mieszkania to tylko początek tego co Was dalej czeka
Ciąg dalszy w kolejnej części, już na swoim!