Status: 2 jednostki wyczerpane po kolejnej, tym razem w połowie, przespanej nocy
Czas: 7 rano tym razem 9 sierpnia
Cel główny: Kawa – tym razem w pokoju, bo kupiłam rozpuszczalną
Cel drugorzędny: … no chyba to mieszkanie trzeba znaleźć. Nawet z agentem jesteśmy umówieni
Kawa była niedobra!
K
olejnego dnia poszliśmy na śniadanie do McDonald’s bo stwierdziliśmy, że w tak europejskim miejscu na pewno dostaniemy przyzwoitą czarną kawę. Nic bardziej mylnego! Po pierwsze była biała… po drugie smakowała jak skrzyżowanie kawy z herbatą. O losie… jesteśmy w piekle!!!
Poranek spędzony na oglądaniu ogłoszeń i przygotowywaniu się na spotkanie z agentem. W końcu wczoraj trzeba było wykreślić część mieszkań – kiepska okolica. Trzeba znaleźć coś nowego.
Uwaga…
Uwaga….
Uwaga…
Znalazłam Starbucks! Co z tego, że nie lubię. Kawa na pewno będzie lepsza niż to poranne pomyje. Była… brzuch mnie rozbolał… ale była przepyszna, warta boleści. A tam, gdzie jest jeden Starbucks… tam wujek google znajdzie innego…
Ale to później. Pojawił się Damian, a zaraz potem agent… X? Czemu nie, trzeba go jakoś nazwać.
X miał dla nas parę mieszkań do oglądania. Wszystkie na Tsing Yi, bo tutaj chcieliśmy zacząć. Wydawało nam się, słusznie zresztą, że tu będzie najłatwiej o odrobinę zieleni i przestrzeni do wyjścia. Po wczorajszych rozczarowaniach, byliśmy szalenie zadowoleni z naszej domniemanej bystrości. Dojazd do pracy też był ważny, ale z każdym dniem przekonywaliśmy się, jak dobrze skomunikowany jest HK.
6 mieszkań? Chyba 6, a może jednak 7? Wspomnienia zacierają się, zdjęcia są identyczne, ostaje się tylko impresja, że było ich dużo.
Inne – do którego wchodziło się przez centrum handlowe nad metrem! Wtedy właśnie dowiedzieliśmy się, że jest to szczyt marzeń Kantończyka. Cena mieszkań wzrasta bowiem wraz z bliskością stacji MTR. A jeśli możliwe jest przejść z domu do pracy nie wyściubiając nosa na świeże powietrze… wzrasta jeszcze bardziej. Informacje te zakotwiczały się w naszych umysłach jak rzep na psim ogonie. Łącznie z opowiastką, gdzie na rozmowę do pracy chodzi się z rodzicami i odmawia się tej pracy!… bo czas dojazdu wynosi 30 min! Coś nieprawdopodobnego! – niemniej wtedy mieliśmy tylko przyjemność z żarem lejącym się z nieba. Deszcze, a raczej wiadra wody z nieba, przyszły troszkę później. Bynajmniej – deszcz czy nie, była to dla nas abstrakcja. O czym nie omieszkaliśmy poinformować agenta X. Powiem tylko tak – wyraz jego twarzy był bezcenny! My nie mogliśmy zrozumieć HK – on nie mógł zrozumieć jak do pracy można jechać/iść godzinę.
Oglądaliśmy więc osiedla, jedno za drugim, i mieszkania na nich. Szło dosyć szybko, tym bardziej, że chcieliśmy mieć jakiś pogląd na mieszkania w ogóle i ich rozkład, zanim podejmiemy decyzję. Zależało nam więc na ilości.
Wnioski były oczywiste, ale i zaskakujące:
- Zdjęcia definitywnie nie oddadzą tego co widzi się na miejscu. I mówię to w dwójnasób dlatego, że mieszkania wyglądające na zdjęciu na małe, miały bardzo fajny rozkład. A mieszkania duże, były beznadziejne.
- Zdjęcia nie oddadzą też tego co jest w środku, wyglądu sprzętów czy mebli. Zadrapań czy plam na ścianach, zapachu i temperatury. Bo wspaniałe mieszkanie, słoneczne, idealne wręcz… robi się nie do przyjęcia po 5 min spędzonych w słonecznym pokoju. Klima czy nie z pokoju tego robi się piekarnik, a HK to nie Gdynia, gdzie zaraz skończy się lato i zacznie szarówka. O cenach za schładzanie mieszkania nie wpsominając.
- Rozkład jest jednak na wagę złota. Z kraju, gdzie dominują kąty proste trafiliśmy do świata z mieszkaniami o rozkładzie diamentowym! I nie chodzi tu o szyk i blask, a o kształt kamienia. I gdzie w trójkątnym salonie postawić kanapę???
- Puste czy nie puste, oto jest pytanie. Będąc w Europie myśleliśmy – a co tam, niech se będzie puste, byleby była kuchnie i łazienka. Niemniej po tych paru mieszkaniach stwierdziliśmy, że te podniesione podłogi, łóżka skrzynie i zabudowane szafy są strasznie praktyczne. Bo cóż jest w stanie pomieścić regał z Ikei… a mieszkania były jednak niewielkie. Finalnie, później jeszcze, zdecydowaliśmy się na mieszkanie z łóżkiem skrzynią i niedużym komandorem. Rywalizowało ostro z podniesioną sypialnią i garderobą, ale chyba przytłoczył nas ten nawał mebli i brak logiki w rozkładzie.
- Duże czy małe. To mocno rzucało się w oczy, bo duże było za duże, a małe było za małe. Przynajmniej na dwie osoby. Nie mogliśmy znaleźć równowagi pomiędzy wyglądem, odczuciem a ceną. No bo po co nam te hektary za $19000/mies. Co my niby będziemy tu robić. A ta miniaturka… jakim cudem ona kosztuje $17000. I tak w kółko…
- No i cena… Nasze zdumienie malało z każdym mieszkaniem, ale tego pierwszego dnia byliśmy w ciężkim szoku.
Po powrocie do hotelu byliśmy zbyt otępiali, żeby cokolwiek omawiać. Nasz wysiłek skupił się na poszukiwaniu pożywienia i popitki.
c.d.n.