T
Z każdym kolejnym przystankiem następowała chwila decyzji, co robimy dalej. Nie wiem czemu wizja 2 przesiadek z metra na metro tak nas przeraziła, nie byliśmy wcale zmęczeni – jeszcze :). Grunt, że opuściliśmy metro i stwierdziliśmy, że przejedziemy się taksówką, zobaczymy trochę świata. No bo czy weźmiemy ją na ostatni kilometr (tzn. że i tak była planowana), czy dwa wcześniej – co za różnica.
I tak rozpoczęła się nasza przygoda z taksówkarzem – który ni w ząb nie mówił po angielsku! O czym wiedzieliśmy – już nas o tym uprzedzili – więc mieliśmy mapki i adresy w pogotowiu. Oczywiście skąd mogliśmy wiedzieć, że nasz hotel ma dwie placówki w HK?!
Nieważne, ważne, że przejechaliśmy się czerwoną rakietą z białym dachem, która w fascynujący sposób upakowała 4 walizki w bagażniku, w którym było miejsce dla jednej. Czegóż sznurek nie zdziała w tym kraju…
Uroków nie było końca. Nawet mroźna atmosfera wewnątrz auta nie potrafiła ochłodzić naszych nastrojów. Kolejna niespodzianka nastąpiła w momencie płacenia – ok. 30 zł za naszą 15 min przejażdżkę.
Nie pamiętam już kilometrów, jakie przebyliśmy, ale musicie wiedzieć jedno – za trzaśnięcie drzwiami płaci się 24 HK$, za kilometr 8,5 HK$, a każdy bagaż (sztuka), którym trzeba się zająć kosztuje 6 HK$. Wniosek – taksówki wcale nie są tutaj takie drogie!
Wycieczki z/do lotniska mają oczywiście inne ceny. Wyjazd poza centrum/do innej strefy – łączy się z dodatkowymi kosztami. De facto w centrum (Kowloon i okolice) królują czerwone taksówki; Nowe Terytoria mają zielone, a wyspa Lantau – niebieskie.
Taksówek jest multum! Ludzie korzystają z nich na okrągło. A w środku można płacić… Octopusem! Lub gotówką (tylko) i najlepiej w niewielkich nominałach.
Link do strony Transportu HK, gdybyście chcieli wiedzieć więcej.
Reasumując – kolejne doświadczeniem zaliczone.
Hotel – nie ten.
Cudnie.
Wnioski? – trzeba szukać naszego!
Nie… po co brać taksówkę, przecież to jeno 2 km i mamy z górki.
Tak, chce nam się iść i pozwiedzać. Trzeba przecież gromadzić pozytywne doznania. Poza tym, może jak się zmęczymy to padniemy o 22 i prześpimy całą noc nie bacząc na to, że w Polsce jest wtedy 16 i nasze organizmy mogą ciągle o tym pamiętać!
- Jesteśmy w dzielnicy, gdzie nie ma żywej europejskiej duszy.
- Mieszkańcy Hong Kongu są szalenie pomocni! I nigdy nie wiadomo, kiedy spotkany przypadkowo na ulicy, na oko – sześćdziesięciolatek, piękną angielszczyzną spyta, jak może pomóc.
- Nadmiar pomocy jest szkodliwy! Szczególnie, jeśli wiadomo już gdzie iść, a nie wiadomo jak wytłumaczyć temu miłemu człowiekowi, że prowadzi nas w zła stronę (do hotelu z którego właśnie przyszliśmy, tak na marginesie)
- O sklep!
- O piwo!
- Zimne…. Mniam… Jeszcze 800 m, cały czas prosto, w tamtą stronę Kochanie…
Dla zainteresowanych – 24h lotu, seria przygód w drodze do hotelu, 3-kilometrowy spacer z walizkami (no bo się zgubiliśmy), dobra kolacja (pierwszy posiłek od Niemiec) i 3 piwa, siedzenie do późna zanim człowiek położy się spać…. Nie sprawiają magicznie, że jet lag mija! I tak budzisz się o 2-giej w nocy z oczyma jak 5 złotych.