T
emat banalny, ponieważ kupować można wszędzie, ale zdecydowałam się i tak go poruszyć. Ci – których jeszcze nie ma w HK być może trochę się uspokoją. Natomiast, Ci którzy dopiero przyjechali – będą mieli pewną klaryfikację, gdyż na pierwszy rzut oka HK bombarduje nawałem informacji.
Cóż więc jest nam w pierwszej kolejności potrzebne w nowo wynajętym, prawdopodobnie pustym mieszkaniu?
Jeśli macie podobną fobię do mojej – pierwsze kroki skierują Was do sklepu z artykułami czyszczącymi. Jeśli chodzi o środki chemiczne – pierwszy lepszy sklep wystarczy. Najlepiej, żeby można tam było zbierać punkty (na później) i żeby był blisko miejsca zamieszkania. Jeśli chodzi o ceny – różnią się one paroma dolarami, nie wiem więc czy jest sens wybrzydzać. Ma Wan – z uwagi na to, że jest wyspą i wszystko trzeba przywieźć – jest droższe. Niemniej, jak mówiłam, jedynie o parę dolarów. Póki kupowałam przy okazji i nie było za dużo do dźwigania – kupowałam koło hotelu na Kwai Fong. Z czasem jednak stwierdziła, że po pierwsze nie warto dźwigać, po drugie te parę dolarów to jak cena biletu na ląd. Wychodzi na to samo.
Tak więc macie możliwość kupowania w sieciówkach: Wellcome, Fusion, Taste, ParknShop, JHC – to tylko parę przykładów. Ciut tańsze, ale nie na wszystkie produkty, są „dispensary” – małe sklepiki z chemią, artykułami typu chusteczki lub papier toaletowy i drobiazgami leczniczymi. Rozsiane są po całym mieście, ale jeśli nie macie takowego po drodze lub blisko – nie warto ich specjalnie szukać. Odkryłam, że są tam szalenie tanie chusteczki – ale najbliższy taki sklep mam w Tsuen Wan – planuję więc większe zakupy z wyprzedzeniem.
Podstawowe narzędzia do sprzątania to kilka opcji. Idąc od najdroższej – to oczywiście duże markety (wspomniane sieciówki). Sporo „przydasiów” wszelkiej maści znalazłam w sieci JHC – nie jest tam ani tanio ani drogo, ale jest w miarę dobrej jakości i dosłownie wszystko co potrzeba. Najtaniej jest w sklepach, które znamy pod nazwą „chińczyków”. Niemal każda dzielnica HK ma coś takiego – czyli sklep ze wszystkim – jedne rzeczy są przydatne, inne nie. Jedne wytrzymają tyle ile trzeba, inne się zaraz rozsypią. Łączy je wspólna cecha – są tanie i nie jest nam szkoda wydać tam pieniędzy (uwaga – dostępne są tam terminale, ale część woli tylko gotówkę). „Chińczyk” nie ma nazwy, którą można wpisać do google maps. Zachęcam Was więc do zerknięcia do tego artykułu – opisuję tam różnego rodzaju ciekawostki, które znalazłam w dzielnicach HK.
Pod kątem Ma Wan mogę Wam powiedzieć, że najczęściej jeździłam do Tsuen Wan (West). Potem na Tsing Yi, do Mong Koku i gdziekolwiek po drodze. Tam bowiem zabierają nas lokalne połączenia autobusowe i promy. Proste.
Podstawowa elektronika
To również szybko pojawiło się u nas w domu. No bo przecież kuchni może jeszcze nie być, ale czajnik elektryczny musi stać!
Tak naprawdę mieliśmy go nie kupować i natknęliśmy się na niego przypadkiem. W opcjach był też garnek do gotowania wody. Sprawia on jednak, że przygotowanie zupki chińskiej staje się strasznie skomplikowane (a było to nasze pożywienie w pierwszym tygodniu mieszkania na swoim. I sushi! – nie zapomnijmy o śmiesznie tanim, przepysznym, świeżym sushi, które można kupić w HK wszędzie!!!).
Teraz w sumie jak o tym myślę, to wcale nie ma tego badziewia za dużo. Chciałam odkurzacz… już 2 miesiące posługuję się miotłą. Mikrofalówka do podgrzewania – nie ma miejsca w kuchni. Blender bez którego nie mogłam żyć w Polsce – po co, skoro nic co wymaga blendera nie było jeszcze gotowane (i pewnie za szybko nie będzie).
AAA!!! Zapomniałam Wam powiedzieć, że nie mamy normalnego pieca w kuchni. W HK są piecyki parowe, hahaha!!! Z jednej strony to dobrze, bo i zdrowiej. Z drugiej – odpada 50% z moich ulubionych dań i wszystkie wypieki. Apokalipsa!
Rozumiecie więc – podstawowa elektronika: drukarka, czajnik, żelazko, wiatrak. Może dobiorę się do tego odkurzacza… kiedyś (kupiłam! Ręczny. Jestem taaaka szczęśliwa!!! Ale nadal używam miotły). Maszyny do gotowania ryżu nie liczę, bo została wzięta za punkty. Pewnie za szybko bym takowej nie kupiła, jako że jestem oszczędna (wg. Damiana – skąpa). Prawda jest taka, że w tym ryżowym kraju taka maszyna szalenie się przydaje. Tym bardziej jeśli lubicie ryż.
Jeśli, tak jak my, chcecie mieć złudzenie pewności, że w razie czego macie rachunek… – szukajcie Fortress czy JHC. Są oczywiście inne sklepy np.: Broadway, ale ceny w nich są wyższe, stąd nie są ujęte w artykule. Jeśli jednak macie czas – zaglądnijcie do nich. My, wspomniany czajnik do wody, znaleźliśmy w sklepie Panasonic’a – 50% taniej niż wszędzie indziej (nie ma na razie ukrytej wady)! Udało nam się to tylko dlatego, że się pomyliłam, wjechałam złymi schodami, a mój Damian lubi łazić po takich sklepach, więc nie mógł go sobie odpuścić (ja odwróciłabym się na pięcie i zjechała od razu w dół).
Prawo Murphy’ego, niezwykłe przypadki…, nauczka by nie dyskryminować, fart… zwał jak zwał, a czajnik tani jest.
Beznazwowe sklepy z elektroniką rozsiane po HK. Z równie beznazwowymi produktami typu Imarflex (podobno całkiem przyzwoita lokalna firma). Znajdują się w różnych miejscach – z reguły w pasażach prowadzących do metra lub gdzieś w pomniejszych „centrach handlowych”. Pamiętajcie, że one akurat potrzebują klimatyzacji i solidnego zamku na noc, nie mogą więc stać byle gdzie. To one pojawiają się w wyszukiwarce aplikacji Price (jest to też jedyne miejsce, które powie nam czy cena jest warta zachodu przypominam).
Poszukiwania mojego żelazka miały bowiem różnicę cenową dochodzącą do $150. Szukajcie promocji – bo wtedy jest szansa, że cena jest w miarę normalna.
Jeśli natomiast poszukujecie tych sklepów w większej ilości, a nie czegoś konkretnego, polecam dzielnicę Sham Shui Po oraz północne tereny przy wcześniejszych stacjach MTR – Lai Chi Kok i Cheung Sha Wan. Zagłębie taniej elektroniki jest też podobno w Tuen Mun ale jeszcze tam nie dotarłam.
Teraz, skoro mamy już porządek i mamy czym zalać zupkę chińską – może postaramy się o kubek? Wiem, że z plastiku da się pić, a papierowe talerzyki są o tyle wspaniałe, że nie trzeba ich potem myć, no ale… Przydałoby się też na czymś usiąść? Jak myślicie?
Pozwolę sobie skrócić to maksymalnie, bo i tak już sporo wiecie. Na pewno też wędrując po HK widzieliście masę miejsc do których chcecie wrócić. Opiszę więc co, gdzie i dlaczego stało się w naszym przypadku – decyzję co Wy zrobicie pozostawiam dalej Wam.
Meble
pojechaliśmy oczywiście do Ikei!!! I to nie jakiejś chińskiej tylko do tej naszej – Ikea marki Ikea. Na szczęście takowa tutaj jest, ceny są standardowe i jest tam większość tego co chcecie kupić. Tak też pojawiły się u nas sofa, biurko, stół i krzesła. W końcu pojawiła się też zastawa stołowa, mimo że chciałam kupić taką, wiecie – ładną. Ta z Ikei była tańsza i praktyczniejsza… co ja zrobię.
Noże – tak jak sztućce kupione zostały w Ikei, tak na noże byłam za skąpa. Chciałam oczywiście mój ulubiony zestaw do mordowania, pięknie wiszący na magnetycznej listwie, którą już dla nich kupiłam i zamontowałam. Nic tylko brać i ciąć! Skończyło się na kupowaniu w miarę potrzeby u „chińczyka” w Tsuen Wan (tak się składa, że jest ich tam ze 6, więc jest w czym wybierać). I tym sposobem na listwie są jeno 4, najbardziej używane noże.
Reszta kuchni
„chińczyki”, Ikea – przy okazji, bo i tak meble już przywozili, HKtv – ale to resztki i rzeczy już konkretne (np: stelaż na garnki, bo kuchnia mikroskopijna).
Sypialnia
skrzynię na materac już mieliśmy, mini szafę też. Reszta osprzętu została zakupiona na bazarach, w JHC i na HKtv
Łazienka
dodatkowe półki i wieszaki u „chińczyka”
Inne pokoje
czyli listwy, dodatkowe gniazdka, drobiazgi do biura kupowane były wszędzie i z przypadku. Wiecie – bo to jest potrzebne, bo tamto się może przydać. A bo na HKtv był super fotel, który stoi teraz na parapecie (parapety mają tutaj ok. 70 cm szerokości, ale często brak balkonu). W Pricerite były puzzle na podłogę przykryte futerkiem po których fajnie się chodzi. Mini śmietnik do łazienki znalazłam za to na wet markecie w sklepie z nie wiem czym.
Teraz jest okazja zrobić coś inaczej, wypróbować coś innego, żyć podobnie do tubylców.
A nuż taka zmiana będzie korzystna.