T

  akże udało nam się dostać do hotelu/hostelu etc. Mam nadzieję, że udało się też zdobyć jedzenie (a może znaleźliście jakieś fajne miejsce, aby posiedzieć tam parę chwil) i nie poparzyliście się przy tych dwóch osobnych kranach przy umywalce.

Wstajemy, śniadanko i ruszamy na miasto… ale jak?

  • Nogi
  • Autobus
  • Rower? Nie… zbyt skomplikowane i meczące (ale i tak będzie parę słów na ten temat)

Zaczniemy więc od PIECHURÓW, bo będzie krócej.

Stare Miasto Edynburga jest niewielkie – około jedna mila kwadratowa. Jedyny problem to się tam dostać przez te góry i doliny (Edynburg położony jest, teoretycznie, na 7 wzgórzach)

Ile będziemy szli z najbardziej popularnych hotelowych lokalizacji?”

  • z Haymarket – około 20 min do Princes Street pod zamkiem
  • z Fountain Bridge – około 30-40 min w okolice zamku
  • Toll Cross lub West End – około 20 min w okolice zamku
  • okolice Meadows – około 20 min do Royal Mile mostem George IV Bridge
    Newington Rd – długa jest więc zależy skąd – około 20-40 minut do Tron Kirk na Royal Mile
  • London Rd – około 15-20 min do North Bridge

Jeśli chcecie, korzystajcie z nóg. Moja przyjaciółka zwiedziła wszystko na piechotę (z regionu Cameron Toll). Dopiero, kiedy już podpierała się nosem, brała autobus. Przez cały tydzień była moim prywatnym bohaterem.

Po prostu na piechotę jest więcej możliwości! – można popatrzeć na ludzi, posłuchać ich, pozaglądać do sklepów, zobaczyć jakieś ciekawe restauracje na przyszłość albo uliczki do których chcemy zaglądnąć (bo akurat widzimy coś ciekawego). Samo miasto ze swoim „zielonym programem” zachęca do chodzenia.

Jednak czasami stopy bolą… Więc poniżej przedstawiam wam AUTOBUSY.

Sieć transportu publicznego w Edynburgu jest wspaniała i busem dojedziecie wszędzie. Można nawet wybrać się do Rosslyn Chapel. Są też różne opcje. Z siecią Border Buses można wybrać się na południe Szkocji, albo z East Cost Lothian Buses – do North Berwick. Jednakże dla potrzeb tego krótkiego artykułu, zajmiemy się tylko liniami miejskimi. W samym Edynburgu i jego okolicach jest już co robić.

Mapy tras to oczywiście jedna z potrzebnych rzeczy. Bilety również. Obie możecie znaleźć w siedzibie Lothian Bus u stóp Waverley Bridge, zaraz obok dworca kolejowego. W mieście są też ich placówki – gdybyście mieli bliżej.

Aczkolwiek w tym miejscu muszę wam powiedzieć, że szczerze polecam wam aplikację (świetne mapy). Znajdziecie tam wszystko co potrzeba i więcej. Żyjemy w końcu w epoce smartfonów – wiec korzystajmy z nich. Wpiszcie „transport in Edinburgh” w wyszukiwarkę i poszukajcie ikonki sponsorowanej przez Lothian Bus. Aplikacja jest bardzo intuicyjna i ma w sobie trasy wszystkich autobusów. Działa też troszkę jak google maps – wpiszcie tylko gdzie chcecie dojechać, a podsunie wam kilka opcji. Inna dobra rzecz, to że lokalizacja pokazuje was na mapie – widać pobliskie przystanki, czasy przyjazdu autobusów i co przyjedzie następne. Drobna rada – na czasy akurat nie liczcie. Ruch uliczny zawsze będzie powiązany z korkami, więc autobus może przyjechać spóźniony. Ale za to jeżdżą często, więc jest dobrze.

Mamy 3 opcje kupna biletu:

  • Travel shop (placówka Lothian Bus)
  • u kierowcy
  • przez aplikację

Możliwe ceny (zakładamy że dzieci to osoby od 5-15 roku życia; płacą one połowę tych kwot):

  • bilet dzienny – £4 (do północy możemy korzystać ze wszystkich autobusów. Nie jest 24-godzinny!)
  • bilet dzienny rodzinny – £8,50 (jak powyżej – dla 2 dorosłych i 3-5 dzieci)
  • bilet jednorazowy (single ticket) – £1,70
  • bilety tygodniowy – £19+£3 (dopłata za wyrobienie karty Ridacard – można to załatwić tylko w placówce Lothian Bus)

Są też inne opcje. Po nie skierujcie się tutaj. 

Te które zostały tu umieszczone są najbardziej popularne – przynajmniej dla turysty na parę dni. Każdy z nas chciałby przecież mieś wolność wybory gdzie i kiedy. Do tego jednak należy usiąść, zastanowić się, zrobić jakiś szkielet planu.

Oczywiście w sklepie możecie płacić jak chcecie. Ale u kierowcy – MUSICIE MIEĆ DROBNE (terminale może i się pojawiają, ale zaczynają od Skylink). Żadnych kart i dużej gotówki, żadnej reszty. Kierowca nawet nie dotyka pieniędzy. Jest tylko takie miejsce, gdzie wkłada się pieniądze, a potem przycisk zwalniający otwiera klapkę, wszystko spada, a maszyna drukuje bilet, który sami musimy sobie odedrzeć. I jeszcze jedno – powiedz kierowcy jaki chcesz bilet. smileWiedzcie też, że jest tutaj taki lokalny zwyczaj – z kierowcą się witamy i żegnamy (bądźmy jak lokalesi!).

Ostatnią opcją płacenia jest aplikacja. Kolejna – tym razem „Lothian buses m-tickets” Corethree Limited. Trochę poćwiczy waszą cierpliwość, gdyż należy się zarejestrować I mieć kartę debetową/kredytową. Ale jest to warte zachodu… lub raczej bardziej – warte nienoszenia ciężkich drobnych w kieszeni/torebce.

Uwaga! Kupując bilety musimy zrobić zakup za minimum £10 (aczkolwiek z czasem to się zmieniło, ale nie wiem czy jako uaktualnienie, czy bonus za używanie).

Czkawki dostarczy wam też fakt, że każdy pasażer musi mieć swój bilet, chyba że używacie biletu rodzinnego. Ale można dzielić się biletami (kupuje więc jedna osoba) – tylko trzeba zainstalować apkę.

Brzmi gorzej niż jest w rzeczywistości. Dla nas, mieszkających tam, było ciężko na początku – jakieś 5 minut. Dacie radę.

Z kolei dla tych potrzebujących przejechać się tramwajem (nie na lotnisko) – ceny są następujące:

  • bilet dzienny – £4,50
  • bilet jednorazowy (single ticket) – £1,80
  • bilety w dwie strony (return ticket) – £3,40

Maszyny do kupowania biletów znajdują się na przystankach.

Teraz, skoro mamy już mapy i bilety możemy ruszać na podbój piętrusów, chociażby po to żeby popatrzeć jak ludzie sobie tu żyją. Autobus jest dobrym miejscem, aby sobie pozwiedzać i popatrzeć – szczególnie na to, co dzieje się w dalszych dzielnicach. Pamiętam moja wycieczkę do Ikei… Podróż była super – nie tylko dlatego, że siedziałam na górze (przyklejona do szyby). Ale – ta lewa strona drogi! Wszystkie samochody źle jeździły! Dobrze… mózg mój starał się jak mógł – a ja mu pomagałam siedząc nad kierowcą – ale co z tego…!

Dzięku autobusowi mogłam podziwiać widoki i dziwne budynków wzniesione z kamienia. Wszędzie kamień, jakieś parki, puste pola – zupełnie nie tak jak w miejscu, gdzie mieszkałam. Nagle! – pastwiska, Pentland Hills – a ja myślałam, że jestem w stolicy Szkocji! Czułam się jakbym jechała na wieś, ale potem pojawiły się bungalowy (wiecie, że nazwa ta pochodzi z czasów kolonialnych. W Indiach w regionie Bengal tak budowano!) , prywatne domki i obwodnica Edynburga. Granica, za którą jedzie się do Borders (krainy w południowej Szkocji)… i Ikei. Co to był za dzień!

Koniec z tymi wspomnieniami – pora na ROWERY!

Powód czemu ich nie brać – cena nie współgra z resztą. A reszta to skomplikowany proces użytkowania i małe centrum miasta, po którym lepiej chodzić. Poza tym, kiedy sprawdzałam, ile kosztuje wynajem roweru… – powiedzmy tylko, że kupiłam sobie mój własny, używany, za £30. I kupienie go było tańsze niż wypożyczenie roweru na parę dni.

Co do stacji rowerowych – jest ich kilka, ale są raczej na użytek Uniwersytetu, z kartą studencką, rejestrowaniem się itp. Może to się kiedyś zmieni.

Także reasumując – spacer, spacer, spacer. A jeśli jesteśmy zmęczeni – autobus. W ten sposób zobaczycie najwięcej Edynburga.