Dzisiejszy Hong Kong utworzony jest przez stulecia wcześniejszych doświadczeń. Kiedy Brytyjczycy przybyli w te okolice w połowie XIX wieku, na samej Wyspie Hong Kong było około 16 małych wiosek. Każda z nich miała wszystko, co potrzebne było do życia lokalnej społeczności, czyli market z jedzeniem, usługami i innymi produktami pierwszej potrzeby. Na ulicy, z łodzi czy też w sklepie – pomiędzy kupowaniem ludzie zajmowali się też swoją rodziną i spotykali z przyjaciółmi.

Czas mijał. Kiedy na Zachodzie wioski zmieniły się w miasta, a targowiska zostały schowane pod jeden dach wielkiej hali, w Hong Kongu było inaczej. Rozrastał się on gwałtownie, a ciągły napływ ludności sprawił, że pojawiła się tu próżnia, którą trudno jest wypełnić. Wszędzie można znaleźć marzenie zakupoholika: galerie, ulice wypełnione sklepami i targowiska wszelkiego rodzaju. W mieście jest wiecznie ciepło i czasem bardzo wilgotno, są okresy, kiedy deszcze może pojawiać się kilka razy dziennie. W takich przypadkach bliskość lokalnych sprzedawców jest bezcenna.

Tym też sposobem my, turyści, mamy do zobaczenia wyjątkowy i niecodzienny świat. Znane sklepy z nieznanymi produktami i nową, ciekawą kulturą. To co znany na Zachodzie jako azjatyckie to tylko „kropla w morzu”. Bawcie się dobrze, szukając tej idealnej pamiątki i targując się ze sprzedawcami. Poobserwujcie ludzi dookoła was – jedzących lunch tam gdzie stoją, nawet wtedy, gdy jesteście w sklepie; nie zwracających na was uwagi lub zbyt się naprzykrzających; śpiących w dziwnych miejscach; grających w karty lub mah-jong; odrabiających zadania domowe z dziećmi…

Wszystko to i więcej znajdziecie na targowiskach. Ale gdzie iść i co kupić?

Region Sham Shui Po MTR (mapa go nie obejmuje)

Punt ten zasługuje na wzmiankę. Wielu turystów po prostu mija tę stację, jadąc czerwoną linią metra. Nie ma tam zbyt wiele „turystycznych” rzeczy do zobaczenia.

Ale dla lokalnym mieszkańców jest tu wszystko czego im potrzeba. Pomijając okoliczne mieszkanie, jest tu też wiele miejsc pracy i budynków administracji miejskiej i rządowej. Skoro dla Kantończyków jest to tak ważne miejsce, czemu by go nie zobaczyć.

Każda stacja metra ma swoje wyjścia. W tym konkretnym przypadku wybór wyjścia A lub C skieruje was na stronę, gdzie dużo będzie sklepów z artykułami elektronicznymi i z dziedziny małego RTV&AGD. Sporo tam też pchlich targów.

Wyjścia B i D prowadzą natomiast na stronę z marketem ulicznym, centrum komputerowym i „ulicą zabawek”. Dużo tam sklepów z telefonami i akcesoriami do nich, oraz inne. W skrócie – jest tu wszystko czego potrzeba do domu.

Pchli targ jest kuriozum samym w sobie. Ma się wrażenie, że ludzie wzięli z domu to co można sprzedać i wystawili tutaj by się tego pozbyć. Są tam książki, porcelana, rzeczy przydatne w domu (choćby używany przedłużacz czy maszyna do gotowania ryżu), inne drobiazgi wyglądają jak rodzinne pamiątki. Nigdy nie wiadomo co uda się tu znaleźć, ale jeśli coś wam wpadnie w oko z pewnością będzie to wyjątkowa pamiątka.

Uliczne targowisko po drugiej stronie ruchliwej ulicy jest z kolei typowe dla Kanotnu. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, a turyści – dużo użytecznych rzeczy, które mają chiński wydźwięk. Jest tu dużo ubrań dla dorosłych, jeszcze więcej dla dzieci. Jeśli kiedykolwiek chcieliście kupić strój super bohatera – to jest miejsce, gdzie go znajdziecie. Powłoki na pościel, zasłony… walizki, etui do telefonów, kabelki do różnych rzeczy… bransoletki, amulety, naszyjniki, spinki do włosów – wszystko z reguły bardzo błyszczące, często łączone czerwonych sznurkiem (na szczęście) lub zrobione z kamieni (czasem nawet z jadeitu!)… jedzenie, przekąski, stoisko z warzywami obok tego z rybami… artykuły sezonowe – rozjaśniające ulice złotem i czerwienią, w szczególności w okolicach Chińskiego Nowego Roku.

Lokalne Centrum Komputerowe to również atrakcja dla Zachodniego turysty. Ale taki jest tutejszy styl. Tak – w Hong Kongu znajdziecie znane marki sklepów (Fortress, Broadway etc. Ale mali sprzedawcy są bardziej popularni. Centrum komputerowe to miejsce, gdzie znajdziecie wszystko z zakresu elektryki i elektroniki. W przypadku Sham Shui Po – z dodatkowym bonusem całego piętra pełnego gier komputerowych. Podobne miejsca mają z reguły co najmniej 2 piętra i wiele małych sklepików. Najlepiej jest szukać w nich czegoś konkretnego, ponieważ wystawy niewiele prezentują. Jest tam za dużo wszystkiego – z jednej strony nie można oderwać od tego wzroku, a z drugiej można dostać zawrotów głowy. Żeby tego było mało – tutaj też znajdziecie serwisy naprawiające sprzęt – idealnie, wszystko w jednym miejscu.

„Ulica zabawek” to kryptonim Fuk Wing Street. Nazwa ta mówi wszystko. Gry i zabawki, staromodne i najnowsze, bohaterowie międzynarodowi i chińscy, sklepy z „Lego” i innymi markami. Zabawki do łazienki, nad jezioro, do morza, do domu, ogrodu czy parku. Wszystko! Nie w jednym sklepie, lecz w ponad dwóch tuzinach mniejszych, trzymajcie więc swoje pociechy blisko, żeby się nie zagubiły. Sham Shui Po jest z reguły dosyć tłoczne.

Jeśli zdecydujecie się iść stąd do Mong Koku pieszo, przygotujcie się na około 20-30 minutowy spacer. Polecam iść stroną drogi, na którą wychodzą wyjścia metra A i C. Po drodze będziecie mijali bowiem dzielnicę „tekstyliów”. Temat jest całkowicie wyczerpany, będzie tu wszystko od igły i nitki, po tkaniny, aż do szwaczek.

Bliżej Mong Koku będzie też lokalna ciekawostka gastronomiczna – gofry zwane egg-waffles. Są one niezwykle popularne w Hong Kongu, często jedzone bez dodatków. Lokalna nazwa mówi o jajkach, ale chodzi tu raczej o kształt gofra, który składa się z serii małych kuleczek. W tym konkretnym miejscu znajdziecie gofry w różnych smakach! Będzie więc egg-waffle czekoladowy, serowy czy zrobiony z dodatkiem purpurowego ziemniaka. Sprawdźcie sami – More Egettes na ulicy Chau Street 17 blisko Prince Edward MTR, wyjście D)(na mapie miejsce to jest nad napisem „Prince Edward”).

Mong Kok

Stacja metra Prince Edward wyznacza początek dzielnicy Mong Kok. Jesteście w jej północnych częściach. Idąc Nathan Road na południe doszlibyście do Portu Wiktorii. Po drodze mijalibyście olbrzymią ilość sklepów i zakamarków, gdzie zobaczyć można prawdziwe życie Kowloonu.

W dawnych czasach lokalne wioski były tutaj nieliczne, położone przy zboczach lokalnych wzgórz. Teren pokryty był natomiast polami uprawnymi ludu Hakka. Lokalna populacja paproci dała nazwę temu miejscu, choć dla nas to po prostu Mong Kok. Wraz z przybyciem Brytyjczyków, miejsce to zaczęło się gwałtownie rozwijać, a jego serce biło bardziej na południe – bliżej Mong Kok MTR. Bliżej gór był spokój i natura, oraz liczne tygrysy, na które lubili polować obcokrajowcy.

„Wioska paproci”, za sprawą drobnych zmian w pisowni chińskich znaków, zmieniła się w „zakątek dobrobytu”.

Targowisko Kwiatów

W miarę zbliżania się do tego miejsca, od razu czuć, że wkracza się w inny świat. Szarość okolicznych budynków zastępuje zieleń i kolory kwiatów, znanych i nieznanych. Zapachy zalewają zmysły mieszaniną słodyczy i ziół.

Mieszkańcy Hong Kongu lubią to miejsce z uwagi na dobre ceny, przeceny i ogromną ilość i różnorodność w wyborze. Nie ważne czy do dekoracji, czy też do domowego ogródka. Na zewnątrz sklepy prześcigają się w wystawach swoich najlepszych produktów – kwiatów, drzewek, paproci, fikusów, palm, dracen, itp. Ale kiedy wkroczycie do środka zobaczycie worki z ziemią, nawozy, doniczki… Kwiaty dostaniecie tutaj cięte, sadzone bądź układane w kompozycje. Najpiękniej jest w miarę zbliżania się Nowego Roku – wszędzie króluje złoto i czerwień. Lokalna tradycja mówi, że dobrze jest sprezentować komuś kwiaty/drzewko. Ma to przynieść ze sobą pomyślność i dobrobyt (symbolika kolorów i ornamentów jak gruszkowata dynia jest tego wszystkiego częścią).

Z pewnością niezapomnianym doświadczeniem będzie doświadczenie tego miejsca choć przez chwilę. Być może po drodze na inny market, o którym mowa poniżej.

Targowisko Ptaków

Czy pamiętacie jak w niektórych zachodnich filmach traktujących o Chinach, zawsze gdzieś jest klatka z ptakami? Aktor podchodzi do niej, bawi się z ptakami lub je karmi, ciągnąc 10 minutowy monolog, który niesie ze sobą głębokie przesłanie.

Według starej tradycji, każdy powinien mieć w domu takiego pupila. W małej, drewnianej klatce, gdzie ptaszek może sobie podśpiewywać ku uciesze wszystkich. Dzisiaj jednak widać tego coraz mniej, brakuje czasu dla zwierząt domowych. Miłośnicy ptaków spotykają się w swoich ulubionych miejscach – głównie parkach, gdzie mogą zawiesić swojego towarzysza na specjalnie przygotowanym do tego haczyku. Potem zostaje rozmowa z kolegą i podziwianie natury. Jeśli więc napotkacie w parku bezpańskie klatki z ptakami, nie zdziwcie się. Gdzieś niedaleko siedzi ich właściciel.

Innym miejscem spotkań jest targowisko ptaków. Chociaż w tym przypadku trudniej jest określić kto jest sprzedawcą, a kto hobbystą. Ptaki też wyglądają na bardzo towarzyskie, nie ważne czy w klatce czy poza nią. Jednym słowem – atmosfera jest tu wyjątkowa. Dla turysty już tylko to będzie atrakcją, tak jak i różnorodność zwierząt. Oprócz ptaków, można tam znaleźć też ich jedzenie. Stoiska wypełnione są klatkami z insektami – od małych po gigantyczne pasikoniki! Jest to jednocześnie okropne (dla kobiet w szczególności) i fascynujące – spodoba wam się!

W drodze przez Mong Kok będziecie mieli okazję spróbować dużo smakołyków „kuchni ulicznej”. W okolicy powyższych targowisk jest też bardzo dobra restauracja z dim sumami. Nazywa się ona One Dim Sum, ulica Tung Choi Street. Ceny są przyzwoite, tym bardziej że pierożki są wyśmienite. Jeśli ciągle będzie w menu – zamówcie na deser roladki z mango (wyśmienite!). Nie zapomnijcie zaopatrzyć się w gotówkę, miejsce to nie akceptuje kart (stan na 2020 rok).

Gdzie iść dalej?

Uwspółcześniona, chińska nazwa Mong Koku znaczy dziś „zakątek dobrobytu” i jest to bardziej niż słuszne. Podążając na południe, nie ważne którą drogą, można napotkać sklepy każdego rodzaju. Urok tej dzielnicy i jej wyjątkowa atmosfera stały się scenerią w wielu filmach. Panuje tu wieczny ruch, a noce wypełnione są światłem neonów. Często jest to królestwo Triady, lokalnej mafii. Bary i restauracje umieszczone są zaraz obok nocnych klubów, kasyn, centrów masażu i nie tylko.

Wszystko co w filmach, wciąż można tu znaleźć (choć nikt nie ma pewności co do Triady). Pierwsze co widać i najbardziej oczywiste to sklepy. Ale pomiędzy nimi i w bocznych uliczkach schowane są bary i restauracje. Jeśli natomiast przyjrzycie się dokładniej, zauważycie szyldy hosteli, gdzie można wynająć pokój na godziny. Na piętrach są kolejne restauracje i kawiarnie, salony kosmetyczne i spa.

W drodze przez kolejne ulice pełne straganów, postarajcie się zwracać uwagę na każdy element tutejszego życia. Wasza droga wiedzie wzdłuż ulicy Fa Yuen lub Tung Choi (Nathan Rd to główna arteria Mong Koku, również pełna sklepów, często tych droższych – też wiedzie na południe, ale jest zbyt oczywista?). Pierwsza z nich zaprowadzi was głębiej w serce dzielnicy. Druga skończy się szybko i akwaria zmienią się w inną tematykę.

Ulica Złotej Rybki

Jeśli lubicie rybki, ulica ta będzie dla was idealna. Najwięcej jest tutaj tak zwanych „złotych rybek” i żółwi, gdyż są one symbolem szczęścia w Chinach.

Pomijając główny produkt – na wystawach są też koty i szczeniaki, czasem nawet króliki. Każdy sklep jest dobrze zaopatrzony w produkty dla konkretnego zwierzaka. Czasem znajdzie się tu promocje, czasem ceny powalą z nóg. Jeśli zdarzy wam się zapytać na Targu Ptaków, to standardowa cena za popularnego ptaszka to około 2000 HKD. Jeśli chodzi o ich futrzanych kuzynów – dodajcie jedno zero i zacznijcie liczyć od takich kwot. Zwierzęta domowe są uważane w Hong Kongu za obiekt luksusowy – z jednej strony pożądany, z drugiej źródło problemów. Ale dla wielu posiadanie domowego zwierzątka jest równoznaczne z posiadaniem towarzystwa lub jest substytutem posiadania dziecka. Nie dziwcie się – jesteście w Hong Kongu – tutaj pieniądze i przestrzeń życiowa dyktują co można a co nie (nie mówąc już o modzie i trendach! Zdjęcia ze „ślicznym” zwierzakiem są bardzo popularne).

Market dla Pań

Zaczyna się na wysokości stacji metra Prince Edward i biegnie daleko na południe. Szukajcie ulicy Fu Yuen Street – bądź miejsca ze straganami niedaleko Marketu Kwiatów. Jest to miejsce, gdzie kobieta może spędzić cały dzień szukając „czegoś” lub 30 minut, jeśli przyszłą tu w konkretnych celach. Jest to prawdziwy raj zakupowy, z dużym wyborem i licznymi okazjami. Oczywiście Mong Kok ma sklepy markowe, ale tutaj znajdziecie raczej ubrania bez metki. Niby nie ma tu nic specjalnego, ale przy odrobinie fantazji, można wyjechać z paroma walizkami (oczywiście również zakupionymi na targu).

W Hong Kongu panuje specyficzna moda, jeśli chodzi o ubrania codziennego użytku. Prawdopodobnie to wina klimatu… sporo więc będzie ubrań ¾ długości – idealne w porze deszczowej. Dużą popularnością cieszą się też szorty i krótkie spódniczki z luźną bluzką. Jeśli zaś chodzi o znane marki – podążajcie głównymi szlakami (np.: Nathan Road) lub jedźcie do Centrali.

Jedna strona Marketu dla Pań to ubrania i akcesoria do nich. Z drugiej, pomiędzy straganami, znajdziecie też akcesoria do telefonów, czy drobiazgi do domu. Pomiędzy torebkami, będzie stragan z owocami; a za tym wszystkim – restauracje i bary. Miejsca, gdzie ludzie pracujący w okolicy, mogą coś szybko i tanio zjeść – jednym słowem lokalne – wejdźcie i zobaczcie sami jak to wygląda.

Będziecie też mieli okazję wybrać się do tzw. Wetmarketu (określenie hali targowej z żywnością). Najbliższa jest na skrzyżowaniu Fu Yuen Street z Mong Kok Road. Szukajcie szarego, nierzucającego się w oczy budynku. Wewnątrz znajdziecie stragany z owocami, warzywami czy też rybami. Pływają one w zbiornikach, obok krewetek i żab próbujących uciec. A na samej górze, coś co zniknęło z Europy – kuchnia lub „garkuchnia”? Trudno to nazwać restauracją – raczej zgrupowaniem miejsc, gdzie gotowane są domowe dania – szybko i tanio. Można nawet zakupić produkty na niższych piętrach i poprosić o ich przygotowanie. Płaci się troszkę więcej, ale przynajmniej wiadomo co się je.

Ulica Fu Yuen Street zmienia się po pewnym czasie w „ulicę butów” (4a na mapie). Zobaczycie to wyraźnie (okolice skrzyżowania z Argyle Street) – nagle otoczą was szyldy wszystkich znanych marek jak Puma czy Adidas. Spokojnie – wnętrza sklepów mają szeroki wybór, mimo że reklamowana jest tylko jedna firma.

Jeśli przejdziecie się wzdłuż Argyle Street dojdziecie do stacji metra Mong Kok. Polecam – choćby po to, żeby zorientować się w terenie. Boczne uliczki kontynuują tradycję tematycznych zakupów. Jedna z nich to kontynuacja Marketu dla Pań, inna sprzedaje kosmetyki lub drobne akcesoria do elektroniki. Dochodząc do Nathan Road zobaczycie jubilerów, a po drugiej stronie ulicy Dekathlon i wielki dom handlowy – Langham Place (4b na mapie; galeria ma tzw. Ulicę piękna – będzie tam wszystko z dziedziny kosmetyków).

Polecane jest też ciągłe rozglądanie się za smakołykami: nadziewane bułeczki gotowane na parze, dim sumy, słodycze, świeżo wyciskane soki, sklep z 20ma rodzajami herbaty itp. Na Argyle Street jest nawet kawiarnia z kotami – Cafe de Kitten. Trzeba będzie odnaleźć wejście i wspiąć się do góry, następnie za możliwość posiedzenia przy stoliku… ale futrzane towarzystwo może być tego warte. Jeśli lubicie takie miejsca, Hong Kong ma ich więcej: choćby OnDogDog Cafe niedaleko miejsca, gdzie jesteście, czy Rabbit Land z królikami – w Causway Bay na Wyspie Hong Kong.

Jeśli przeszliście całą długość Ladies Market, na jej końcu znajdziecie szpital. Kawałek dalej jest też stacja metra Yau Ma Tei. Ja zauważyliście w okolicy jest mnóstwo małych sklepów, być może odnaleźliście domy handlowe, czy centra komputerowe. Mong Kok obfituje we wszystko, a kolejne markety na tej liście są tego dowodem.

Targowisko jadeitu

Niedaleko stacji metra Yau Ma Tei znajdziecie stragany sprzedawców wyrobów z jadeitu. Hong Kong i Tajwan to dwóch największych dostawców tego kamienia. Chociaż uwaga, bo kupienie oryginału może nie być takie proste. Nie dość, że cena jest wysoka, to trzeba dodatkowo uważać na sztuczny jadeit.

Niemniej jest to popularna pamiątka jaką przywozi się z tego miasta. Łowcy skarbów znajdą tutaj dużo ciekawsze wyroby niż bransoletka. Biżuteria i figurki w zielonym kolorze są przyjemne dla oka. Wśród Chińczyków panuje też przekonanie, że przyciągają pomyślność i zdrowie do właściciela.

Szczęśliwie, znajdziecie tutaj wielu sprzedawców ze sztucznym jadeitem (robionym ze szkła) – nie oszukują, ceny są przyzwoite, można się nawet potargować. Możecie u nich przykładowo kupić figurkę Buddy w całkiem przyjaznej cenie, chyba że wolicie oryginał. Pomiędzy straganami znajdziecie bez problemu bardziej wytrawne produkty.

Ale jak rozróżnić prawdziwy jadeit?

Pomijając lata praktyki… po pierwsze – przygotujcie się. Są różne rodzaje jadeitu, w różnych cenach. Jak ze wszystkim co kupujecie – dowiedzcie się o jakich kwotach będziecie rozmawiać. Pomogą wam w tym Internet i bardziej renomowane sklepy z biżuterią. Nigdy nie wierzcie, że trafiliście na „tak dobrą cenę”. Nie jest – jeśli ktoś chce wam sprzedać tani oryginał, kłamie. Po drugie – jadeit jest twardym kamieniem, który trudno zarysować. Przejedźcie paznokciem po powierzchni i zobaczcie, czy został ślad. Jest też cięższy, ale do tego potrzebna jest praktyka. Możliwość skorzystania z drugiej opinii lub certyfikat też są mile widziane, chociaż możecie nie mieć na to czasu. Dodatkowo – unikajcie chińskich festiwali, w szczególności Nowego Roku – ceny są wtedy nie do przyjęcia.

Na koniec – sztuczny jadeit też nie jest zły. Jeśli tylko jesteście szczęśliwi z wyboru, a sprzedawca jest szczery co do produktów które sprzedaje… czemu nie kupić czegoś pięknego, ale ciągle taniego.

Nocny market na Temple Street

Niedaleko od stoisk z jadeitem znajdziecie słynne nocne targowisko Hong Kongu. Nie różni się wiele od Market dla Pań. Znajdziecie tutaj podobne rzeczy – ubrania, torebki, paski, pamiątki wszelkiego rodzaju etc.

To co czyni to miejsce wyjątkowym to fakt, że jest otwarte do późnych godzin nocnych. Kiedy każdy inny market jest zamykany na wieczór, ten tętni zżyciem. Oficjalne godziny otwarcia to 18 do 23, ale czasami jest on czynny dłużej. Tylko uważajcie na transport publiczny – metro przestaje jeździć o 1 w nocy.

W tym miejscu jest ciemno lub zaraz zrobi się ciemno. Ulice zmieniają swój charakter, rozświetlają je kolorowe światła. Gdzieś pomiędzy straganami siedzi wróżka, która przepowie wam przyszłość – wystarczy tylko rzucić monetami… Temple Street to gratka dla miłośników obserwowania lokalnych zwyczajów, ty bardziej że po zmierzchu wszyscy w końcu mają czas…

Znajdziecie tutaj też dobre jedzenie. Lokalne restauracje są typowo chińskie – nazywają się dai pai tong. Często specjalizują się w rybach i owocach morza, które często możecie zobaczyć, jak pływają w zbiornikach. Zerknijcie też do ulic przylegających do Temple Street – jest tam więcej restauracji. Można tam skosztować pysznych xiao chi (moje ulubione miejsce znajduje się na rogu Ning Po i Woosung Street; w momencie pisania tego artykułu nazywa się ono Taste Pavillon).

Jeśli myślicie o tym żeby zaliczyć wszystkie markety w jeden dzień – odradzam. 

Z drugiej strony – czemu nie. Ale za wami powinien jechać kontener, do któego będziecie wrzucali torby i torebki z zakupami! W któymś momencie jest tego zbyt dużo do noszenia

Lepiej jest dodawać targowiska do innych rzeczy. Kosztujcie je powoli – tak jak smakowalibyście Kantońskie dania. Porównujcie ceny, nie spieszcie się za bardzo, idźcie tam gdzie was oczy poniosą… a tak będzie, bo dookoła was znajdziecie wiele intereujących zakamarków.

Dlatego też proponuję wam 3 wizyty: szybki skok na „ulicę zabawek” i lokalne bazary, zeby zobaczyć „jak to robią Lokalesi”; spacer od stacji metra Prince Edward do Monk Kok MTR – jest to idealny kawałek z wieloma opcjami do robienia zakupów i nie tylko; wieczorny wypad na Targ Jadeitu i Nocny (na Temple Street) połączony z dobrą zabawą gdzieś niedaleko.

Pamiętajcie też, że bazary otwierane są około 11-12 w południe. Nie planujcie porannych wizyt, bo znajdziecie tylko puste stragany.

Co więcej – w tygodniu, przed godziną 17-18, jest zdecydowanie mniejszy tłum.